Szybkie ładowanie w telefonach Samsung – udana sztuka kompromisu
Chyba większość z nas pamięta jeszcze czasy, kiedy naładowanie baterii telefonu wymagało podpięcia urządzenia do gniazdka na całą noc. Obecnie, wystarczy podłączyć smartfon do prądu na czas porannej wizyty pod prysznicem, by zgromadzić w ogniwie zapas energii na cały dzień lub przynajmniej na 10 godzin. Odpowiada za to system szybkiego ładowania. Każdy producent rozwiązuje tę kwestię na swój własny sposób. Jak to robi Samsung? Przekonajmy się.
Od pewnego czasu obserwujemy pewien zastój w kwestii rozwoju smartfonów. To całkowicie naturalne. Współczesne telefony są na tyle zaawansowane, że trudno jest zaimplementować na ich pokładzie kolejne rozwiązania. Zamiast wymyślać koło na nowo, producenci stawiają na rozwój już istniejącej technologii. Świetnym przykładem jest tu system szybkiego ładowania baterii. Kiedyś, ogniwa o relatywnie niewielkiej pojemności (ok. 3000 mAh) ładowały się od 0 do 100 procent w czasie ok. 120 minut. Wówczas, stanowiło to nie lada wyczyn. Obecnie, smartfony są wyposażane w znacznie pojemniejsze akumulatory. 4500-5000 mAh to w zasadzie standard, a rekordziści dobijają do granicy 7000 mAh. Mimo to, czas ładowania wyraźnie spada. Zwykle już po godzinie od momentu podpięcia smartfona do gniazdka, mamy do dyspozycji urządzenie naładowane w 100 procentach. Najlepsi robią to jeszcze szybciej.
Więcej mocy znaczy lepiej? Otóż, niekoniecznie
Niektórzy chińscy producenci wyposażają swoje flagowce w ładowanie o mocy 60-75 W. Mało tego, na rynku coraz częściej pojawiają się smartfony ze 100-watowym ładowaniem. To niewyobrażalnie wysokie liczby, które przekładają się na błyskawiczne „napełnianie” akumulatora (30-40 minut). Jak na tym tle wypada Samsung? Teoretycznie – blado. Flagowa linia Galaxy S21 ma na pokładzie system ładowania o „skromnej” mocy 25 W. Dlaczego koreański gigant nie podąża za rynkowym trendem? Z chęci cięcia kosztów? Raczej nie. Po prostu, więcej mocy to szybsze ładowanie, ale… (bo przecież zawsze musi być jakieś „ale”).
Akumulatory nie lubią wysokiej temperatury
Należy zdać sobie sprawę z tego, że wysoka moc ładowania przekłada się na wysoką temperaturę, panującą w obszarze ogniwa. Spokojnie, producenci mają sposoby, by zabezpieczyć urządzenia przed zapłonem (choć wciąż jeszcze zdarzają się takie przypadki, ale to już zupełnie inny temat). Nie są jednak w stanie zabezpieczyć akumulatora przed szybszą degradacją. Niestety, wysoka temperatura jest największym „zabójcą” pojemności i może się okazać, że po roku szybkiego ładowania z mocą 70, 80, 100 W, telefon będzie w stanie wytrzymać z dala od gniazdka jedynie przez kilka godzin.
Samsung poszedł inną drogą – dał użytkownikom moc, która pozwala naładować smartfon od 0 do 100 procent w bardzo rozsądnym czasie (ok. 80 minut), a dodatkowo, zaimplementowana technologia nie naraża ogniwa na działanie bardzo wysokiej temperatury. To rozsądny kompromis, który pozwoli przez długi czas cieszyć się dobrą kondycją akumulatora. Nie można też nie wspomnieć, że nakładka systemowa w smartfonach z linii Galaxy daje możliwość wyłączenia szybkiego ładowania. W rezultacie, gdy użytkownik nigdzie się nie spieszy, może traktować ogniwo w sposób maksymalnie delikatny i jeszcze bardziej wydłużyć jego żywotność.